Przydługa relacja z Czarnogóry, czyli do twierdzy św. Jana w Kotorze po drabinie.

Tym razem piszę relację na gorąco, od razu po powrocie. Znając mnie później nie napisałbym jej wcale. A więc zaczynamy:

Kupujemy bilety
Z Polski możemy dolecieć tanimi liniami lotniczymi zarówno Ryanair z Wrocławia oraz Wizzair z Warszawy i Katowic.
Decydujemy się na Wizzair z racji posiadanego Wizzair Discount Club, a ze względu na cenę z Katowic, choć mamy do niego "nieco" dalej. Koszt biletów 168 złotych za lot w dwie strony za osobę.
Czas lotu  w rozkładzie 1 godz. 55 minut w rzeczywistości okazuje się 40 minut krótszy.

Apartament
Mamy loty więc jest z górki, zaczynamy szukać apartamentu. Rezerwujemy, mimo braku opinii, Art Apartment Bar w miejscowości Bar w cenie 265 Euro. Pojawiające się później pozytywne opinie nas uspokajają.
Z perspektywy czasu apartament nawet przyjemny, niedawno odnowiony, wyposażony dobrze w sztućce, garnki z klimatyzacją ale
no właśnie ale na wykończonym strychu na 3 piętrze z oknami dachowymi a więc bardzo gorąco, Klimatyzacja tylko w salonie więc żeby  w sypialniach była przyjemniejsza temperatura trzeba było zostawiać otwarte drzwi. Do tego w czasie ulewy była mokra plama na suficie, ale bez wpływu na komfort mieszkania.

Samochód
W poszukiwaniu taniego samochodu przetrząsam internet od popularnych wyszukiwarek, przez polecane na forach Terra e car, aż trafiam w końcu na Pro Auto Rent a Car. Czas na poszukiwanie opinii, które w końcu okazują się dobre więc zamawiam 240  Euro Kia Picanto  + 25 Euro zielona karta (nie wiem po jaka chol.... mi to, ale o tym później).
Z perspektywy czasu. Pan czekał z kartką z moim nazwiskiem, zaprowadził do samochodu na parkingu, podpisał umowę i pokazał w którą stronę jechać. Samochód z przebiegiem niestandardowo dużym jak na wypożyczalnię (ponad 160000), jeżdżący wręcz rewelacyjnie jak na ten przebieg  (przejechałem ponad 1300 km). Nie dotyczy to powrotu ostatniego dnia na lotnisko  (ale o tym też później).
Ogólnie wypożyczalnia wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie, zmącone jedną bardzo dużą wpadką. Ogólna ocena - wydaje mi się że mogę polecić.

Polecane sklepy
Idea - Znaleziona i polecana na forach. Od niej zaczynam i szybko kończę. Nie jest drogo, ale szybko okazuje się że w kolejnych sklepach jest taniej.
Franca - długo króluje podczas zakupów. Z czasem denerwuje mnie, że niektóre promocje są nieaktualne, a ceny dalej wiszą. Powoli przekonuję się do dyskontu
Conto - który ma dobre pieczywo i dobrze opisane promocje
Pekary - do których zachodzę pod koniec i żałuję że właśnie nie tu kupowałem pieczywa. Niskie ceny, duży wybór (drożdżówki  0,5 Euro, kawałki pizzy - 1.3 Euro)
Do tego jako uzupełnienie na trasie pomiędzy Budvą a Kotorem Megamarket Hipermarket 7, gdzie możemy kupić przyprawione mięso, które na stoisku przed sklepem za darmo wrzucą na grilla. Przy okazji sentymentalna podróż do PRLu. Pan nam  grilluje, rozmawia, pali papierosa i pije piwo. Dodatkowo pilnując żeby kolejka ustawiała się prawidłowo. Karczek/schab ze świni  6 Euro za kg, Cevapi 6,5 Euro za kg.

Pozostałe przykładowe ceny w Euro
Chleb - 0,25/0,8
Drożdżówki  0,5
Rogalik - 0,1
Polędwica  - 5,49  kg.
Napoje  - od 0,79
Woda   1,5 litra  0,5,
             2,5 litra 0,79
             6 litrów - 1,25
Wino od niecałych 2
Piwo  lokalne 0,5 litra  Niksić - od 0,69
                       1,5 litra - Jeleń od 1,25-1 ,69
                       2 litry -  Apatinsko1,69
Jaja 10 sztuk  - 1,10
Mleko 1 litr - 0,65
Margaryna do smarowania 250 gram - 0,55
Arbuz - 0,29 za kg

Fats foody
Donner kebab - od 2,5 Euro
Duży kawałek pizzy/mała pizza od 2 Euro


Tanie lody na Rocky Beach 1 Euro  za 3 duże gałki lub obok również za 1 euro 5 małych gałek.

Po przyjeździe zamawiamy ineternet w Mtel 5 EUR za 1000 GB (oczywiście nie wykorzystaliśmy).
Szukamy swojego noclegu (po zapytaniu miejscowi wyjaśniają że trzeba dodać litery klatek co da inny numer bloku), ale trzeba oddać sprawiedliwość, że wiedzą co czynią i naprawdę starają się być pomocni.


Zwiedzamy
Plan jest taki od pierwszego dnia  wstajemy rano i jedziemy zwiedzać. I taki pozostał do końca. Ale plany planami, a życie życiem. Czy ja po to jadę na wakacje żeby wstawać rano. Tak więc około południa wyjeżdżamy.


Zatoka Kotorska
Kotor - pojawiamy się kilkukrotne w różnych jej miejscach. pierwszego dnia planujemy przejechać do Mauzeleum w Lovcen a później dojechać do Kotoru. Jednak dojeżdżając do skrętu widzimy drogę z kamieni której nasze Kia Picanto mogłoby nie przeżyć (swoja drogą to nie ta droga wpisaliśmy w nawigację Lovcen i minęliśmy prawidłowy zjazd). Odpuszczamy i zatrzymujemy się na tarasie widokowym przy restauracji z pięknym widokiem na zatokę.


 Zjeżdżamy serpentynami do miejscowości Kotor, powoli ze względu na tamujące ruch mijające się autobusy, Parkujemy przy sklepie Aroma niecały kilometr od centrum. Stare miasto klimatyczne i zdecydowanie polecam do odwiedzenia.




Następnie udajemy się do twierdzy Św. Jana. Bilet kosztuje 8 Euro i wchodzi się schodami, ale my udajemy się ścieżką bezpłatną Ladder of Kotor gdzie jak sama nazwa wskazuje na końcu znajduje się drabina po której wchodzimy na tą samą ścieżkę co droga płatna. Drabina jest solidna  i nie ma obaw że się pod nami złamie.




Z twierdzy ładny widok na panoramę miasta i zatoki Kotorskiej. Sama twierdza bardzo zaniedbana.




Podczas kolejnych wizyt w zatoce odwiedzamy jeszcze plażę Przno. Woda czysta, dość daleko płytka. Według mnie urokliwa, aczkolwiek w sezonie jest zbyt dużo ludzi, ale dotyczy to całego wybrzeża, a nie tylko tej plaży.



Przejeżdżając z plaży do Tivatu zajeżdżamy zobaczyć przewrócony statek.



Po dojechaniu do Tivatu wysiadamy, robimy parę fotek, ale stwierdzamy, że nie przypadło nam do gustu.




Postanawiamy objechać cały półwysep. Miasto nam się nie spodobało, ale półwysep to rewelacja. Wąskie uliczki, krystalicznie czysta woda, miejscami zejścia prosto z ulicy do wody.
Dodatkowo klimatyczne miasteczka Prcanj oraz Myo.






Herceg Novi oraz Perast

Podczas kolejnej wizyty odwiedzamy jeszcze  Herceg Novi, ale droga z Baru dłuży nam się strasznie. Nigdy bym nie przypuszczał, że dojechanie zajmie nam tyle czasu. Potem tylko długie szukanie bezpłatnego parkingu. W końcu parkuje za mieszkańcami na chodniku. Herceg Novi to faktycznie klimatyczne miasteczko, fajne schody, uliczki z twierdzami po dwóch stronach starego miasta. Naczytałem się o pięknych kwiecistych alejach i faktycznie jakieś kwiatki były. Dla mnie nic specjalnego, ale żonie nawet się podobały. Zwiedzanie trochę psuje fakt, że cały czas myślę czy właśnie nie dostaje mandatu, tym bardziej że po drodze widziałem inny samochód z wypisanym mandatem. Podsumowując nawet fajne miasteczko z  bardzo śladową ilością bezpłatnych parkingów.






W drodze powrotnej odwiedzamy jeszcze Perast. Bezpłatne parkingi już zajęte, ale parkuje naprzeciwko wjazdu na poboczu przy cmentarzu, obok lokalnego samochodu z przebitymi oponami. Perast nie jest duży, ale robi na nas dobre wrażenie. Spacer przy zatoce, w górę schodami. Dzieci zadowolone że są koty, a nawet żółw za płotem. Później powrót do samochodu i w drogę.







Później zajeżdżamy jeszcze na plażę Jaz Beach. Plaża fajna, gdyby nie wszechobecne parasole i tłumy ludzi. Ale woda do pływania dobra, więc bierzemy kąpiel i relaksujemy się w słońcu.



Jest już prawie noc i olbrzymi korek, ale postanawiamy zajechać jeszcze do Budvy, gdzie oczywiście mamy problem z zaparkowaniem. Zawracamy więc kawałek w górę na parking przed Budvą który mijaliśmy po drodze. Akurat ostatnie dostępne miejsce i spacer do centrum. Już po drodze do starego miasta mijamy straszne tłumy, widzimy rzucanie płonącymi pochodniami, mimów, przebierańców itp. Jednak dopiero zwiedzanie zabytkowej części to szok. Nie ma nawet jak zrobić zdjęcia, ciężko się zatrzymać, wszechobecny tłum. Mimo że stare miasto jest ładne, ja zdecydowanie nie polecam. Aczkolwiek osoby mocno imprezowe zapewne się ze mną nie zgodzą.





Być w barze i (czyli jedziemy do Kanionu Piva)
Jak zawsze wyjeżdżamy "rano" 😅, ale jeszcze przed południem.
I jedziemy



 i jedziemy.



A dzieci się nudzą. Ale widoki są coraz ładniejsze











i ładniejsze.










Drogi wąskie, ale nie aż tak jak pisało na innych blogach.





I mimo że tak daleko to bardzo polecam. Jeszce raz upewniłem się że piwa nigdy za wiele.
Na koniec przejeżdżamy granicę Czarnogóry z planem powrotu inną trasą i obejrzenia  kanionu Tara po stronie Bośni, ale zawracamy na ziemi niczyjej ze względu na burzę i ulewę, która w tym momencie się pojawiła. Zresztą przejazd przez most na stronę Bośni i tak jest zamknięty, Żartobliwy celnik w drodze powrotnej mówi tylko Electrico, maybe tommorow. I wracamy do domu. I wracamy, a dzieci się nudzą.
Po drodze widzimy coś dziwnego. Jedna stacja przed Podgoricą ma cenę benzyny 3 centy niższą. A jednak cena benzyny nie jest urzędowa?

Ulcinij
Kolejna wycieczka to wyjazd w stronę granicy z Albanią. Jedziemy jeszcze za Ulcinij mijając po drodze pełno straganów z arbuzami, Nie korzystamy jednak ponieważ w sklepie obok nas są sporo tańsze. Mijamy sporo odnóg na plaże (które są w sumie jedną wielka plażą ) pewnie stąd nazwa Velika Plaża. Oczywiście każda odnoga ma swoją nazwę plaży. Zjeżdżamy i zaczynamy opalanie i kąpiel. Owszem piasek drobny i ciągnący się po horyzont. Podobno miejsce pielgrzymek w celach zdrowotnych. Plaża szeroka, ale ja jestem Polakiem więc lubię ponarzekać. Piasek jakiś taki szary, brudzący. Nie znaczy to, że nie korzystam z kąpieli i wypoczynku. Miejsce fajne godne polecenia jak mamy więcej czasu. Jak ktoś ma mało wybrałbym jednak inne okolice.



Wracając zajeżdżamy do Ulcinij. Miasteczko mimo że nie jest bardzo mocno zadbane robi na mnie dobre wrażenie. Jest klimatyczne. Spokój, cisza brak wszechobecnych tłumów. Zupełnie odwrotne wrażenie niż odniosłem w Budvie. Trochę spacerów, zdjęć i ruszamy dalej. Po drodze ledwo udaje nam się ominąć żółwia który postanowił właśnie przejść na drugą stronę drogi.


 W drodze powrotnej zajeżdżamy jeszcze na plaże Rocky Beach na zachód słońca. O dziwo plaża nawet jest prawie pusta. Korzystamy więc z kąpieli i robimy zdjęcia. Plaża z kamieni więc wychodząc z wody mamy czyste nogi, w przeciwieństwie do Velikiej Plaży. Dzieci jeszcze zamawiają lody po 1 Euro za 3 duże gałki. Po te lody wracamy jeszcze 2 razy w kolejnych dniach, ze względu na "prośby" córki.


No cóż kolejny dzień to miejscowość Dobra Voda i zła  pogoda. Co oczywiście nie przeszkadza w zwiedzaniu i zamoczeniu się w wodzie. Deszczyk siąpił z góry, w morzu bardzo wysokie fale, ale za to udało nam się zaparkować prawie przy samej plaży. W wodzie darmowy masaż antycellulitowy. Ewentualnie kiedy weszło się trochę za daleko do wody to można było zmienić pozycję o 180 stopni. Na plaży zeszło nam się długo bo starszy był zachwycony.


Wracając z powrotem zajeżdżamy zobaczyć Stary Bar i przespacerować się do wodospadu za nim, o którym gdzieś przeczytałem. Udaje na się zaparkować na bezpłatnym parkingu i najpierw ruszamy do wodospadu. Kiedy docieramy za nawigacją do celu słyszymy wodospad, ale jednocześnie przed nami jest przepaść. Ze względu na zaczynającą się burzę postanawiamy wracać. Szybko wracać. Po drodze dopada nas deszcz. Do samochodu docieramy przemoczeni, a z nieba ktoś leje pełne wiadra wody i błyskawice przecinają niebo ze wszystkich stron. Cóż postanawiamy odpuścić Stary Bar i wracać. 7 kilometrów powrotnej drogi zajmuje nam ponad pół godziny, a poziom wody na ulicy ledwo nie dostaje się do naszego Kia Picanto.

Kolejny dzień. Jedziemy nad Jezioro Szkoderskie i szukamy słynnego zakola rzeki  widocznego na większości zdjęć z Czarnogóry. Postanawiamy nie jechać do autostrady tylko od razu z Baru w stronę jeziora. Droga powoli wije się w górę pokazując piękne widoki, aczkolwiek nie użyłbym słowa spektakularne. Z czasem pojawia się w niej więcej dziur i głazów na środku ulicy. Powoli droga zwęża się do jednego samochodu z zatoczkami co jakiś czas, Jeszce dalej ktoś kawałkami zwinął asfalt. W końcu zbliżamy się do głównej drogi na Podgoricę. Przecinamy ją i jedziemy dalej. Widoki coraz ładniejsze ale pogoda nie rozpieszcza. Po drodze robimy zdjęcia, oby chociaż główny cel podróży dało się sfotografować.

Modlitwy zostały wysłuchane.





Później powrót  najkrótszą drogą w stronę wybrzeża. O ironio wcześniej chyba jechaliśmy autostradą. Na szczęście mijamy tylko 2 samochody w trochę szerszych miejscach, nie trzeba cofać.

Potem tylko kolejne oberwanie chmury i lądujemy na  półwyspie Świętego Stefana.
Piękne widoki.











i kąpiel w deszczu.



Ładne ceny,


jeszcze widok z punktu widokowego


Dzień ostatni pożegnanie z plażą.

A potem telenowela. Psują nam się hamulce, na szczęście udaje nam się odbić przycierając tylko kołpak o krawężnik i nie uderzając w samochód przed nami.
Hamowanie hamulcem ręcznym i parkowanie w najbliższym możliwym miejscu.
Telefon do wypożyczalni i ustalenie, że po nas przyjadą. Ze względu na słaby angielski z pomocą miłego mieszkańca Czarnogóry.
Czas się kończy czy zdążymy na samolot i ponowny telefon do wypożyczalni.
Bierzcie taksówkę i jeźdźcie, zapłacimy i w tym momencie dociera pomocna ekipa.
Szalony wyścig na lotnisko i opóźniony samolot, a w międzyczasie obietnica darmowego samochodu za rok, choć pewnie nie skorzystamy.




























Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Krótka relacja z Holandii czyli jak za darmo zaparkować w Amsterdamie i nie tylko.

Lanzarote z Berlina 12-19 grudnia.Bilety w cenie 26 Euro.